admin - 2008-05-08 07:51:21

.
O okolicznościach narodzin
piosenki "Kolorowe jarmarki",
jej karierze i o tym,
czego dziś żal jej twórcom


z Januszem LASKOWSKIM
rozmawia
Ryszard ULICKI


http://www.ulicki.pomorzezachodnie.pl/wywiady/Lask.JPG


- Trzydzieści lat temu - dokładnie 4 lutego 1977 - spotkaliśmy się przed mikrofonami rozgłośni Polskiego Radia w Koszalinie. Zaprosił nas do swojej audycji redaktor Wincenty Stachowski, niestrudzony popularyzator polskiej muzyki rozrywkowej.

Ja się wtedy strasznie wymądrzałem, bo byłem od niedawna pracownikiem naukowym - konkretnie asystentem w zakładzie socjologii lokalnego ośrodka naukowo-badawczego, a ty - nowym odkryciem Ryszarda Poznakowskiego, który zaprosił cię z recitalem do koncertu dosyć karkołomnie odrestaurowanego wówczas zespołu "Trubadurzy".

Obaj już mieliśmy pewien dorobek artystyczny - twoja "Beata" i " Żółty jesienny liść" budziły szczery entuzjazm publiczności i były powielane dosłownie na milionach płyt nie tylko pocztówkowych. A moje teksty - głównie z muzyką Rysia Poznakowskiego, śpiewała i nagrywała Kasia Sobczyk, zaś zespół "Krystynki" Artura Krzyżostaniaka radował mnie pierwszą płytą firmy "Veriton" z moimi utworami, wśród których piosenka "Bo twoje oczy." robiła karierę we wszechobecnych wówczas "grających szafach".

Czy pamiętasz to spotkanie, jak je wspominasz i czy wtedy przeczuwałeś, że może ono zaowocować trzydziestoletnią już współpracą?



- Wybacz, ale skoro mam udzielić Ci odpowiedzi na Twoje pytania - po trzydziestu latach, to moja rozmowa z Tobą będzie długa.

Poznaliśmy się w Koszalinie w styczniu 1977 roku w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym - na koncercie reaktywowanego przez Ryszarda Poznakowskiego zespołu "Trubadurzy" złożonego wówczas z zupełnie nieznanych muzyków, a solistką była Lidia Garbula - też mieszkanka Koszalina.

Mnie do współpracy zaprosił Ryszard Poznakowski w 1976 roku. Było wówczas modne mieć w programie tak zwany "przerywnik" w postaci jakiegoś solowego wykonawcy.

Z "Trubadurami" zawsze jeździł ktoś znany, kto przyciągał publiczność. Tym razem padło na mnie. To była ważna próba w mojej zaczynającej się karierze. Występowałem u boku Ryszarda Poznakowskiego, a wtedy to było coś nobilitującego.

Na tamte czasy popularność moja była już dosyć spora, ale nikt mnie nie znał z telewizji tylko z pocztówek dźwiękowych i jedynej płyty winidurowej p.t. "Don Dari, Dari" nagranej w  1972 roku, wydanej przez Polskie Nagrania, z filią Wifonu.


Jak widzisz - moja płyta była pierwsza na rynku muzycznym. Nic o tobie nie wiedziałem i nie słyszałem. Za nim cię poznałem, w 1973 roku była wielka trzynasta Musicorama, gdzie występowały w największych halach sportowych w całej Polsce i Sali Kongresowej w Warszawie takie sławy, jak: Skaldowie, NO TO CO, Hagaw i AndrzejRosiewicz, Mimi Iwanowa, Laboratorium z Krakowa i ja, Janusz Laskowski, obok takich sław - śpiewałem trzy swoje piosenki, a bisom nie było końca.


Ryszard Poznakowski - nasz wspólny przyjaciel - wówczas musiał się martwić o siebie i swój zespół. To była jedyna nasza wspólna, krótka zresztą trasa, ale przyjaźń pozostała.


Potem zacząłem jeździć ze swoim recitalem po różnych klubach studenckich w całej Polsce. Miałem wówczas 22 swoje kompozycje i na recital mi wystarczało repertuaru aż nadto. Cały czas królowała moja "Beata", "Żółty liść" i wiele innych piosenek różnych autorów.


Kiedy otrzymałem od ciebie tekst "Kolorowych jarmarków" - po ostatnim koncercie trasy koncertowej z "Trubadurami" - nocnym pociągiem wyjechałem z Koszalina do swego miasta, do Białegostoku. W przedziale byłem sam. Wyjąłem gitarę i po cichu, aby nie przeszkadzać podróżnym, zacząłem komponować melodię do twojego tekstu. Zanotowałem pierwszą zwrotkę, doszedłem do refrenu, ale go nie skończyłem. Położyłem się spać. Po powrocie do domu tekst schowałem do biurka i na długi czas o nim zapomniałem.


- Muszę się dziś przyznać, że tamta radiowa rozmowa była próbą naprawienia mojego wcześniejszego grzechu pychy, ponieważ kilka miesięcy wcześniej - nie znając cię, a zwłaszcza nie słysząc "na żywo", od czci i wiary odżegnałem kilka twoich utworów, ale nie dotyczyło to, jak pamiętam, "flagowej" "Beaty" i "Liścia".

Kiedy cię zobaczyłem na scenie, a zwłaszcza, gdy było mi dane poznać reakcję widowni pomyślałem, że masz niezwykły dar poruszania ludzkich serc, a to najbardziej ceniłem i cenię nadal w każdym rodzaju twórczości. I dlatego "parłem" do tego radiowego spotkania, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie i po którym pobiegłem do domu i napisałem cały tekst "Kolorowych jarmarków". A co się z tobą działo po tym historycznym dla nas obu spotkaniu?




- Wtedy w radiu - to był chyba szybki wywiad, który realizował Wincenty Stachowski. Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy. Teraz to już nie ma znaczenia.

Po tamtym wywiadzie nic szczególnego się nie wydarzyło. Może tylko to, że w audycjach - "Radio nocą" były puszczane moje piosenki.

Nie bardzo wiedziałem, dlaczego niektórzy ludzie, którzy zajmowali się pisaniem tekstów piosenek, czuli do mnie niechęć. Później zorientowałem się, że to z tego powodu, iż ich piosenki, lansowane na siłę, nie były tak popularne, jak moje na pocztówkach dźwiękowych i że ja nie z każdym chciałem rozmawiać na ten temat.

Ale za twoją ówczesną niechęć do mnie - wcale się nie gniewam. Przecież ciebie nie znałem. Nasz wspólny przyjaciel Ryszard Poznakowski, grając na statku w koncercie życzeń za twardą walutę, nie wstydził się i śpiewał moją słynną "Beatę". To miło z jego strony. W młodości ja również śpiewałem piosenki Trubadurów.


- Pozostając w tym jubileuszowo-historycznym nastroju przypomnę, że tekst napisałem czerwonym długopisem, który wyciekał (nie wiem, czy pamiętasz, że wtedy w specjalnych punktach napełniało się wkłady) i smarował okrutnie palce. Posłużyłem się kratkowanym papierem z tak zwanego "bloku listowego". Papier i długopis - ohyda, ale tekst na drugi dzień rano wydał mi się udany, więc kopię natychmiast wysłałem do Rysia Poznakowskiego, a ten jak zwykle gdzieś go "zadział", ale zapamiętał, a co ważniejsze- zarekomendował nieodżałowanemu Jonaszowi Kofcie, który został szefem artystycznym Opolskiego Festiwalu.

Jonasz zadzwonił do mnie i poprosił, aby mu tekst przeczytać, a następnie poradził przyciąć refren i po tym już kazał utwór pilnie przysłać na jego adres. W rozmowie z Koftą zachowałem 50 procentowy udział prawdy. Zgodnie z nią powiedziałem, że piosenka jest dla ciebie, a niezgodnie, że jest gotowa muzyka. Tak bardzo chciałem zaistnieć na tym festiwalu! Obie te wiadomości przekazałem telefonicznie tobie, a potem już wszystko toczyło się szybko i dramatycznie, bo sam mi o tym dopiero niedawno opowiedziałeś. Jak to było?



- Pewnego dnia - chyba w kwietniu 1977 roku - zadzwonił do mnie Jonasz Kofta, z którym znałem się z częstych występów w klubach studenckich oraz w słynnej warszawskiej "Stodole" i zapytał mnie czy nie chciałbym wystąpić na Festiwalu w Opolu. Byłem ogromnie zaskoczony, ale zaproszenie przyjąłem i po kilku dniach pojechałem na spotkanie - chyba do telewizji, gdzie spotkałem również pana Andrzeja Trzaskowskiego, bo to właśnie on ze swoją orkiestrą akompaniował wszystkim wykonawcom.

Kiedy zaśpiewałem kilka piosenek, nagle, ku mojemu zdziwieniu, Jonasz Kofta zapytał mnie, czy mogę zaśpiewać piosenkę " Kolorowe jarmarki". Odpowiedziałem, że w ogóle nie pamiętam tego tekstu, choć zwrotkę szybko sobie przypomniałem - piosenka nie była jeszcze gotowa, ale ją zaśpiewałem bez refrenu. Panowie głośno okrzyknęli, że to właśnie o to chodzi i "kupili" "Kolorowe jarmarki". Po powrocie do domu dokończyłem nasze dzieło, a co było dalej, to już wiesz sam.

Z perspektywy czasu myślę, że gdybym nie skomponował muzyki i nie zaśpiewał naszych "Kolorowych jarmarków" na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w czerwcu 1977 roku - to każdy z nas szedłby własną drogą. Twoje szczęście, że nie podpisałeś tekstu "Kolorowych jarmarków" jakimś pseudonimem, bo trzeba ci wiedzieć, że do mnie w latach siedemdziesiątych przysyłali lub namawiali mnie do śpiewania różni tak zwani sprytni tekściarze i kompozytorzy, którzy pod pseudonimami dawali mi swoje piosenki. Później, kiedy ustaliłem, kto jest kto, to przekonałem się, że moje życie autora - kompozytora i wykonawcy nie będzie łatwe. Jednak zaryzykowałem i przekonałem się, że warto być sobą.

Dlatego cenię ciebie za to, że to, co robisz podpisujesz swoim nazwiskiem, jako Ryszard Ulicki. Dzięki Ci za to !!!


- Z festiwalem opolskim kojarzy mi się "Asocjacja Hagaw" i to jej "umpa-umpa", niesprawiedliwe "zero" od Ibisa-Wróblewskiego, nagroda publiczności i nagroda dziennikarzy - obie bardzo cenne, bo publiczność nigdy się nie myli, a dziennikarze - zwłaszcza muzyczni - są prawdziwą wyrocznią w dziedzinie muzyki i piosenki estradowej. Jak ty pamiętasz tamten festiwal i jak ówczesny sukces wpłynął na twoje artystyczne losy?


- Jadąc na festiwal do Opola - nie myślałem o żadnych nagrodach. Pojechałem tam, aby zaśpiewać piękną piosenkę, skomponowaną przez siebie do twoich słów, którą zaakceptował Jonasz Kofta - dyrektor artystyczny festiwalu, a był to bardzo mądry człowiek, poeta i bard, z którym - jak już mówiłem - często występowałem w klubach studenckich. Nie ukrywam, że chciałem "Kolorowe jarmarki" zaśpiewać wyłącznie z gitarą, ale wielcy tego festiwalu zdecydowali, że akompaniować mi będzie słynna grupa "Asocjacja Hagaw". Znałem chłopaków z trasy po Polsce w 1973 roku w ramach słynnej Musicoramy. Wieczorami po koncertach przy kolacji dyskutowaliśmy, a następnego dnia ruszaliśmy na dalsze koncerty. Nie sądziłem wówczas, że spotkamy się na festiwalu.

Dlatego też zgodziłem się na "Hagaw" z lekką nutką optymizmu, że mnie nie zawiodą. Prawdę mówiąc - nie mieliśmy żadnej próby przed festiwalem. Jedyna próba odbyła się w garderobie, ale znakomity, nie żyjący już Grzegorz Bródka - aranżer powiedział mi, żebym się nie martwił. Ja swoją piosenkę znałem, ale tremę miałem ogromną. Na duchu podtrzymywał mnie Wojciech Młynarski. Wygrał wówczas Marek Grechuta - piosenką

" Hop szklanka piwa". To był wspaniały artysta, poeta, pieśniarz i dobry kolega.

Nagroda dziennikarzy i nagroda publiczności stały się dla mnie źródłem mobilizacji twórczej. Po Festiwalu Opolskim otrzymałem mnóstwo propozycji - kontraktów, a pierwsza propozycja padła z Katowic - z "Centrum Variette". W tym Centrum występowały same gwiazdy, a moje - nasze "Kolorowe jarmarki" biły rekordy bisów.


Zaraz po tym - został zmontowany program estradowy p.t. "Kolorowe jarmarki" przy lubelskiej estradzie. Za nagrodę publiczności - myślę, że się odwdzięczyłem. Bo to dla niej nagrałem około piętnastu płyt z różnymi piosenkami, w dużym stopniu do Twoich tekstów. Zagrałem dużo charytatywnych koncertów na rzecz remontów i budowy szkół. Grałem dla dzieci, na budowę szpitali, na ich wyposażenie, na budowę kościołów i na rzecz wielu innych ważnych inicjatyw. Jestem honorowym obywatelem miasta Augustowa.


- W tym samym roku Maryla Rodowicz w niezwykle ekspresyjnej interpretacji wyśpiewała "Kolorowymi jarmarkami" w Sopocie najwyższe nagrody "Interwizji". Dość głośna plotka sugerowała, że nie tylko byłeś niezadowolony z faktu zaśpiewania "Jarmarków" przez Marylę, ale podobno nawet miałeś wystąpić przeciwko niej na drogę sądową. Byłem o ten rzekomy proces wielokrotnie pytany. Teraz - po trzydziestu latach - powiedz, jak to było?


- Z panią Marylą Rodowicz poznaliśmy się po festiwalu w Opolu. Na jej prośbę w sprawie wykonania "Kolorowych jarmarków" na festiwalu w Sopocie przystałem, ponieważ uważałem, że Damie polskiej piosenki nie wypada odmówić. Wyraziłem zgodę i maszyna ruszyła całą parą. Kiedy "Kolorowymi jarmarkami" wygrała Sopot, przesłałem jej moje gratulacje. Nigdy nie miałem żadnych pretensji do pani Maryli, a wręcz przeciwnie, zawsze ją ceniłem i w dalszym ciągu cenię jako gwiazdę polskiej piosenki. O jakiejś drodze sądowej nigdy nie było mowy.

Z perspektywy czasu jestem wdzięczny pani Maryli, że zaśpiewała tak brawurowo "Kolorowe jarmarki", które stały się hitem na dużą skalę. Pozdrawiam ją serdecznie i informuję, że mam dla niej przepiękną nową piosenkę - może na duet - kto wie? Tego jeszcze nie było. Przecież na wielkiej sławie już nam nie zależy, ale możemy dać ludziom dużo radości.


- Wracając ponownie do rocznicowych nastrojów chcę zapytać, jak z perspektywy tych trzydziestu lat oceniasz "Jarmarki" - to nasze "dziecko"? Jakie miejsce zajmuje ono w gronie tak licznych twoich autorskich i naszych wspólnych piosenek, wśród których takie utwory jak: "Świat nie wierzy łzom", "Zanim rzucisz we mnie kamieniem", "Śnił mi się rodzinny dom", "Goń karuzelo" i dziesiątki innych znajdowały się miesiącami na topie list przebojów i wchodziły do repertuaru wielu zespołów i solistów, w tym także śpiewających aktorów?

Jakich przeżyć i emocji dostarczały i dostarczają ci "Kolorowe jarmarki" - tobie, kompozytorowi muzyki, a zwłaszcza wykonawcy, który stojąc na scenie wie najlepiej, jak utwór odbierają ci, którzy dla nas, autorów piosenek, są najważniejsi?



- Wcześniej już wspominałem, że "Kolorowe jarmarki" odegrały kluczową rolę w naszej znajomości twórczej, a później w koleżeństwie i przyjaźni dorosłych twórców. Przez te trzydzieści lat pracy estradowej śpiewałem tę piosenkę w całej Polsce i na wielu kontynentach. Nie ma koncertu bez "Kolorowych jarmarków". Choć nie ukrywam, że, mimo iż wspólnie napisaliśmy wiele przebojów, do których mam wielką sympatię, to moja "Beata z Albatrosa" i "Żółty liść" również są wykonywane na każdym koncercie. Wszystkie wymienione przez ciebie tytuły - to nasze wspólne piękne piosenki, które są słuchane z uwagą przez moją publiczność, a ja obserwować ludzi potrafię. Dziękuję mojej publiczności za okazywaną mi sympatię.

- Miałeś niezwykłą okazję wykonywać "Jarmarki" na wielu kontynentach. Czy mógłbyś przypomnieć naszym czytelnikom, dokąd wraz z tobą zawędrowały w czasie owych minionych trzydziestu lat i jak były odbierane przez publiczność tak odległych od Polski krajów i kontynentów? W którym z nich zostały odebrane najlepiej? Czy spotykałeś tam lokalnych wykonawców tej piosenki? Co myślisz także o wykonaniach: Artura Barcisia, Sofii Rotaru, Walerego Leontiewa czy też o black rockowej wersji słynnej rosyjskiej grupy Boney neM?

- Rzeczywiście, "Kolorowe jarmarki" śpiewałem na wielu kontynentach. Koncertowałem w wielu miastach ośrodków polonijnych w Stanach Zjednoczonych, w Nowym Yorku, Philadelphii, Chicago, w Californii - w San Francisco, Los Angeles i innych miastach, gdzie mieszka Polonia. Występowałem w Kanadzie, we wszystkich miastach, gdzie zamieszkują Polacy, włącznie z Wancouwer. Występowałem na Antypodach, gdzie również w najgorętszy australijski sposób przyjmowała mnie polska publiczność. Zwiedziłem niemalże całą Australię. Przekroczyłem swój zwrotnik Koziorożca - czułem się wyśmienicie. Widziałem wodny zegar w Brisbane.

Śpiewane przeze mnie "Kolorowe jarmarki" odbierane są przez publiczność na całym świecie z wyrazem wdzięczności i szacunku dla mnie - takim samym, jaki i ja mam dla swoich słuchaczy. W wielu miejscach na ziemi często słyszałem różnych wykonania naszych "Kolorowych jarmarków". Zawsze mi się podobały, ale najbardziej autentyczną wersją jest moje wykonanie - wszak to z mojego serca popłynęły pierwsze dźwięki tej pięknej piosenki, którą dedykowałem wszystkim ludziom. Byłem wówczas o trzydzieści lat młodszy. W dalszym ciągu otrzymuję mnóstwo propozycji koncertowych, choć nie wszystkie mogę zrealizować, ale co się odwlecze - to nie uciecze. Mam najlepszych muzyków instrumentalistów - wspaniały własny zespół muzyczny, w którym grają Janek Nadolny, Zbyszek Pieńkos i Leszek Grodzki.

Nie wiem, skąd się wziął pomysł takiego zabawnego wykonania naszej piosenki przez aktora Artura Barcisia, ale widać, że nawet taki znakomity aktor nie może istnieć bez "Kolorowych jarmarków". I to nie tylko on. Pamiętam, że Sofia Rotaru była rewelacyjna w tej piosence. Również Walery Leontiew, który do swojego repertuaru byle czego nie dopuszcza - był wspaniały w cyrkowej wersji naszych "Kolorowych jarmarków", które do Rosji zawiozła właśnie znakomita Maryla Rodowicz.

Nie wiem, czy wiesz, że pierwsze tłumaczenie "Kolorowych jarmarków" było na język czeski. Słuchałem rockowej wersji grupy Boney neM- będąc z koncertami na Ukrainie. Są tam uwielbiani, a dla "Raznocwietnych jarmarków" w ich wykonaniu nie było końca bisów. Oni nie wiedzieli, że ja ich słucham. Może to i lepiej.

Zaraz po Maryli Rodowicz, w 1978 roku na Festiwalu w Sopocie "Kolorowe jarmarki" śpiewały dwie Angielki - również w sposób przebojowy - znakomity.

Piosenka zawędrowała nawet do Japonii i wszędzie, gdzie polskie zespoły grały do tańca, grają ją nawet w cyrkach.



- Dziś, po trzydziestu latach współpracy, chcę podziękować ci za wielki dar twojego talentu, jakim jest muzyka do moich tekstów. Jeżeli można tak powiedzieć - używając nieznanego jeszcze w 1977 roku terminu - "kompatybilność", to z najwyższym przekonaniem mogę stwierdzić, że tworzysz muzykę idealnie kompatybilną. Jest wartością samą w sobie, ale - może zabrzmi to nieskromnie - podejrzewam, że zwłaszcza tekst "Jarmarków" musiał poruszyć i twoje serce i twoją wrażliwość, a - co najważniejsze - i muzyka i słowa grają w duszach wielu tysięcy ludzi.

Nigdy nie zapomnę wzruszającego do łez spotkania z żyjącym w Kanadzie małżeństwem polskich Żydów, którzy jak relikwię przechowują płytę z naszymi utworami w twoim wykonaniu. Gdy ogarnia ich nostalgia i tęsknota, słuchają przypominającego im młodość utworu "Moje stare piosenki" no i oczywiście, opolsko-sopockiej laureatki. Czy dziś, po tylu latach, napisałbyś inną muzykę do "Jarmarków" i czy kiedykolwiek przychodził ci do głowy pomysł na jej zmianę?



- Ja również dziękuję ci bardzo za te trzydzieści lat wspaniałej współpracy autorskiej, chociaż wcale nie zamierzam jej kończyć. Chyba, że ty nie masz życzenia pisać dla takiego gościa, który nie wyrzuca "Beaty" ze swojego repertuaru koncertowego. Jeszcze wszystko przed nami.

A propos Państwa z Kanady, którzy przechowują płytę jak relikwię - to piękna i wzruszająca historia. Spotkałem wiele osób na całym świecie, które tak reagują na nasze piosenki. Wierzę, że powstaną nowe i że one również będą wzruszać Polaków w kraju i za granicą zwłaszcza, że kompozytorsko jestem gotów i mam naładowane akumulatory.

Zanim jednak poznałem ciebie, drogi Ryszardzie, to rzeczywiście - termin "kompatybilność" nie był używany. Widać najwyraźniej, że wspólnie go "stworzyliśmy" poprzez naszą spółkę autorską.

Może z mojej strony również zabrzmi to troszeczkę nieskromnie, ale oprócz "Kolorowych jarmarków" w swoim bardzo bogatym repertuarze mam wiele piosenek całkowicie własnych, które powstały przed "Jarmarkami", do których także mam wielki sentyment. Chociaż - "Kolorowe jarmarki" to - "Kolorowe jarmarki"!

Nigdy nie myślałem, by zmieniać muzykę do tej piosenki. I dziś napisałbym taką samą, zwłaszcza, że dosłownie miliony ludzi nie wyobrażają sobie innej. Wystarczy, że do naszej wspólnej piosenki napisano dziesiątki nowych, różnych tekstów, na które wyraziłeś - wyraziliśmy zgodę, a tłumaczono ja na kilkanaście języków.To się rzadko zdarza! To nasz sukces!


- "Kolorowe jarmarki" mają swoją legendę. Krążą o nich liczne plotki i zabawne opowieści. Były przedmiotem wielu przeróbek i adaptacji. Wystarczy "wejść" do Internetu, by się przekonać, że ten nasz tytuł stał się swoistym "szyldem" wielu pomysłów, inicjatyw i komercyjnych zabiegów. Klikasz "Kolorowe jarmarki", a wyskakuje informacja o targach rolniczych lub o wystawie jakiegoś natchnionego fotografa, który uwiecznił rodzime pagórki i dolinki. Dosłownie tysiące takich "jarmarcznych" zmyłek! Czy mógłbyś dodać do tej "legendy" jakieś szczególnie zabawne lub wzruszające zdarzenia?


- W dalszym ciągu takie "Kolorowe jarmarki" mają miejsce w różnych regionach Polski, jak również na całym świecie - przekonałem się o tym podróżując po wielu kontynentach. Często bywam na takich różnych jarmarkach i słyszę jak dzieci, widząc mnie, kiedy idę z wnuczkiem, mówią do rodziców: mamo - tato zobacz, zobacz . idzie kolorowy jarmarek.

Na takich jarmarkach wszyscy, którzy sprzedają cukrową watę, dają mi ją za darmo i to największe porcje. Nie zawsze mam na nią ochotę, choć nie ukrywam, że lubię. Chwilę postoję koło sprzedawcy, a w tym czasie robi się kolejka po watę i jest dużo chętnych - kupujących, i jest sympatycznie.


- Jesteś człowiekiem sukcesu. Masz wspaniałą rodzinę i wielki dorobek artystyczny. Dzięki Bogu jesteś zdrowy, a głos masz nadal jak dzwon. Czego najbardziej ci żal, kiedy    patrzysz hen, za siebie? Czym jeszcze nas zaskoczysz?


- Czy jestem człowiekiem sukcesu? To pojęcie względne . Największym sukcesem jest moja rodzina. Sukcesem moim jest chyba także i to, że moje piosenki, tak jak kiedyś marzyłem, dotarły do wszystkich tych, którzy chcieli ich słuchać, że moje płyty nie leżą w sklepach i nie zawalają półek.Sukcesem jest to, że na moje koncerty w dalszym ciągu przychodzą ludzie - nie z przymusu!

Na moich koncertach są: dzieci, młodzież, studenci, moi rówieśnicy i ludzie starsi ode mnie - politycy i prości ludzie, nauczyciele, żołnierze, lekarze. Wszyscy, którym jest bliski mój przekaz piosenek, do których ty, drogi Ryszardzie w dużym stopniu się przyczyniłeś.

Czy mi czegoś żal? W odpowiedzi przesyłam motto z naszej innej pięknej piosenki:

A ja tam, mamo tam,
gdzie już bliżej - niźli dalej,
zanim sen minie ten
jeszcze mamo mleka nalej!
Jeszcze raz przytul mnie
i serdeczną daj przestrogę,
zanim dzień spłoszy sen -
pójdę mamo w dalszą drogę.


A wszystkim moim wiernym sympatykom dedykuję swoją najnowszą płytę pod tytułem "Podwórkowe Oceany" www.januszlaskowski.nnt.pl

Do zobaczenia na koncertach !!!

- Serdecznie dziękuję za rozmowę.


Wywiad przeznaczony jest wyłącznie dla pisma społeczno-kulturalnego "Miesięcznik" - bez prawa przedruku w jakimkolwiek czasopiśmie i gazetach w Polsce, a także za granicą Polski. Wszelkie prawa zastrzeżone. Janusz Laskowski R
.
.

wellness wellness hotel Ciechocinek konkursy SMS saboresdeargentinaxyz